środa, 14 sierpnia 2013

Marcel/Harry Styles cz.2

Dni mijały, a ja unikałam Marcela jak tylko mogłam. No może oprócz matematyki gdzie byłam na niego skazana. Skoro mnie nie lubił wystarczyło jedno krótkie słowo zaczynające się na "spier" kończące na "dalaj" i bym sobie poszła. Ale nieeee lepiej było czekać aż sama się domyśle. Był wtorek a ja szłam do klasy biologicznej. Właściwie miałam już po lekcjach, ale musiałam iść napisać zaległy sprawdzian. Czekałam na nauczycielkę przed klasą powtarzając materiał. Nagle usłyszałam krzyk a raczej pisk . Wystraszyłam się, ale postanowiłam coś zrobić a nie bezczynnie siedzieć. Poderwałam się z miejsca i biegiem ruszyłam w kierunku skąd dobiegały przerażające odgłosy. Zauważyłam chłopaków z mojej klasy i kogoś leżącego na podłodze. To był on.... Marcel... Pomóc mu czy nie? Dobra nie będę tak stała to człowiek może mnie nie lubi ale nie mogę tak stać i bezczynnie patrzeć jak go katują! Szybko tam podbiegłam i kazałam im się rozejść. Nie posłuchali. Odepchnęłam jednego z nich i się opamiętał, z drugim było gorzej. Był jak w jakimś szale kopał Marcela tak mocno że z ust Marcela wypłynęła krew chciałam go jakoś wypchnąć, ale był silniejszy i mnie też się oberwało. Upadłam koło Marcela. Josh <tak miał na imię ten brutal> się wystraszył kiedy zobaczył, jak upadłam zwijając się z bólu, że uciekł. Na korytarzu zrobiło się cicho. BYło słychać tylko ciche jęki ....jęki bólu. Traciłam chyba przytomność. Świat robił się jakby za mgła.
Z PERSPEKTYWY MARCELA:
 Leżałem tam pobity. Miałem rozcięty łuk brwiowy i wargę, stąd ta krew w buzi. Ocknąłem się. Ktoś mi pomógł ale kto? Nikt mnie jakoś specjalnie nie lubił.... Podniosłem się czując nieprzyjemne uczucie wszędzie na całym ciele. Oparłem się lekko o ścianę by po chwili naprzeć na nią całym moim ciałem. Rozejrzałem się dookoła kiedy usłyszałem cichutki płacz . Przeniosłem wzrok na podłogę a tam leżała Alex. Świat mi zawirował kiedy zobaczyłem jak leży tam skulona w kłębek zwinięta z bólu. Prawie zemdlałem
Z PERSPEKTYWY ALEX:
Bolało tak strasznie bolało. Łzy same leciały mi cienkimi strumykami z oczu. Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Otworzyłam oczy to był Marcel. Szybko odwróciłam od niego wzrok. Nie chciałam, żeby zobaczył jaki ze mnie mięczak. W końcu tak jakby się uniosłam. Tylko nie umieraj, tylko nie umieraj ... NIE UMIERAJ DO CHOLERY!!!!!!! Otworzyłam znowu oczy i zobaczyłam jak kujonek niesie mnie na rękach.
- Co ty robisz ?!
- Cii nie mów zaniosę cię do domu a później zobaczymy
Nie miałam siły nic odpowiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i zasnęłam.
Z PERSPEKTYWY MARCELA:
Przyniosłem ją do mojego domu. Stanęła w mojej obronie. Nie wiem dlaczego to zrobiła, ale jestem jej ogromnie wdzięczny. Chyba zauważyła, że ją ignoruje, ale chcąc nie chcąc musze to robić ona jest bystra mogłaby poznać moją tajemnicę. Jak leżała trzymała się kurczowo za brzuch postanowiłem to sprawdzić chodź coś czuję jakby się ocknęła dostałbym w twarz za to że ją dotykam. Delikatnie podciągnąłem jej bluzkę do góry i zobaczyłem ogromnego siniaka na brzuchu. Mama miała w szafce jakąś maść na stłuczenia więc wziąłem i ją posmarowałem. Jej skóra była taka gładka a dotykając jej czułem rytm spokojnego bicia jej serca. Po skończonej akcji ratowniczej poszedłem do kuchni zanieść lekarstwo.
ALEX:
Obudziłam się w zupełnie obcym mi miejscu. To na pewno nie był mój dom a już na pewno nie szpital bo tam nie ma tyle zdjęć chłopaków z One Dierction ani tym bardziej Marcela. Rozejrzałam się i podniosłam. Na brzuchu miałam ogromnego siniaka i nie ukrywajmy bolał jak cholera. Nagle zauważyłam jego wyłaniającego się z jakiegoś pomieszczenia . Podszedł bliżej i usiad.
- Nie musiałaś tego dla mnie robić tylko niepotrzebnie ucierpiałaś.
- To ja chciałam ci pomóc a ty nawet mi nie podziękowałeś wiesz ja lepiej już pójdę mogłeś mnie tam zostawić!
Wzięłam  swoje rzeczy i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.Poczułam mocne szarpnięcie za nadgarstek, co spowodowało, że odwróciłam się twarzą do niego.
- Zaczekaj nie wypuszczę cię stąd w takim stanie.
Teraz się nagle zmartwił tak ?
- Wiem, że mnie nie lubisz jasne? Ale mógłbyś chociaż raz przestać być takim zapatrzonym w siebie palantem co?! Pomogłam ci a ty dalej jesteś nieugięty!
- To nie tak !
- A niby jak co ?!
Marcel zamilkł tylko spuścił wzrok na podłogę i tak jakby sie ...PRZEJĄŁ? No teraz to mi było głupio. Chyba za mocno na niego naskoczyłam. Nie można przecież zmusić kogoś żeby mnie polubił.Dobra wiem przegięłam. Muszę to jakoś odkręcić. Usiadłam obok niego i położyłam rękę na jego ramieniu na co on syknął pewnie przez to że go bolało i odsunął się ode mnie. Brawo idiotko!
- Marcel ja .... ja.... ja przepraszam.... Nie chciałam tak na ciebie nakrzyczeć na prawdę....
- Nic się nie stało ja nie chcę cię ignorować.... dziękuję że mi pomogłaś mimo że cię kompletnie olewałem.
- Ale powiedz dlaczego to robiłeś? Przecież ja nie zrobiłam ci nic złego. Starałam się z tobą zaprzyjaźnić, a nie wzbudzić w tobie wrogość.
Marcel zamilkł . Po chwili podniósł na mnie swój wzrok i się lekko uśmiechnął.
- To może zacznijmy naszą znajomość od tego, że pomożesz mi coś zrobić z tymi ranami co ?
teraz już uśmiechnął się znacznie pewniej , a ja odwzajemniłam ten gest zgadzając się .
- To może podaj mi apteczkę czy coś w tym stylu.
Chłopak pospiesznie pobiegł i przyniósł wszystko co było potrzebne. Wyciągnęłam kilka plasterków i gaziki oraz wodę utlenioną. Podniosłam delikatnie twarz chłopaka, by po chwili zdjąć mu te wielkie okulary. Tak też zrobiłam. Pod nimi kryły się przepiękne i hipnotyzujące zielone oczy. Nie mogłam oderwać od niech wzroku. Były cudowne, wręcz idealne. Doobra już wystarczy tego rozczulania biorę się do pracy. Wzięłam jeden gazik i polałam go wodą, żeby przemyć ranę na wardze chłopaka. Przyłożyłam ją do ust a on zacisnął zęby. Tak ja też nie lubiłam tego uczucia.
- Oj przepraszam. Będę uważała.
 - Nic się nie stało nie boli tylko szczypie.
Tym razem już znacznie delikatniej opatrywałam chłopaka. na końcu nakleiłam mu plasterek na rozciętą brew.
- Już gotowe, ale radze ci nie iść jutro do szkoły poczekaj aż opuchlizna się zmniejszy i przyłóż cos zimnego do tych chorych miejsc najlepiej lód.
Nadal patrzyłam w te jego zielone patrzałki. W nich widziałam kogoś innego niż tego klasowego kujona widziałam zupełnie kogoś innego. Marcel najwidoczniej poczuł się skrępowany bo od razu odwrócił wzrok. Mnie zrobiło się głupio strasznie głupio.
- To ja już sobie pójdę. Dziękuję że mnie tam nie zostawiłeś.
- Zaczekaj!








A oto i druga część:) Zostawiajcie po sobie ślad jeśli czytacie. Byłabym bardzo wdzięczna. Niedługo będę poszukiwała adminki, ale to napiszę wam szczegóły przy którymś rozdziale :) Wieczorem może dodam trzecią część akcja zacznie się już rozwijać :)

1 komentarz: